Raport z rejonu #7: lipiec
Lipiec miał być miesiącem bez specjalnych planów czy też założeń. Przede mną był tylko jeden start. Po prostu kolejny miesiąc mojego treningowego żywota. Wyszło trochę wakacyjnie przez praktycznie wolne weekendy od treningu, ale czasem bywa i tak. Swoje potrenowałem, dlatego mogę się pochwalić wynikiem z Poznania, gdzie poszło całkiem nieźle.
Tabelki i wykresiki
Jak widać powyżej, znowu mamy tutaj dużo różnych cyferek. Objętościowo jest może nie za dużo, ani też za mało. Zdecydowanie mniej kilometrów niż w czerwcu, głównie za sprawą znikomej ilość treningów na szosie, ale nie o objętości tu chodziło. Pływałem i biegałem regularnie, więc tutaj można rzec stabilizacja w działaniach.
W szybkim skrócie: wypływałem prawie 20 km, 143 km wyjeździłem na szosie i 143 km przebiegłem. Dało to w sumie około 25 godzin aktywności, na których wypaliłem prawie 21 tysięcy kalorii.
Starty
W lipcu czekał na mnie tylko jeden start, ale za to jaki. Startem tym był Challenge Poznań Triathlon na dystansie olimpijskim. Start udany, lecz okraszony lekkim niesmakiem i niedosytem. Czemu takie uczucia mu towarzyszyły o tym szerzej dowiedzie się w relacji z Poznania:
Olimpic Challenge Poznań. Niedomierzony poziom triathlonu
Poznań to tu w tym roku miała być Polska stolica triathlonu. Mnogość dystansów od sprintu aż do pełnego dystansu, a przy okazji Mistrzostwa Europy. Parada atrakcji i wielkie wyzwanie dla organizatorów. W Poznaniu pojawiłem się po raz trzeci. Kolejno startowałem na dystansie 1/4, 1/2 a w tym roku postawiłem na olimpijkę. Jak było ? Różnie, bo jak zwykle niuanse mają znaczenie, a finalnie jestem zadowolony właśnie z detali.
Kilka słów…
Wiecie co ? Sezon triathlonowy ledwo co się zaczął i już się skończył, to przerażające, ale prawdziwe. Były plany na więcej, jednak nie ma co płakać, tylko zacznę szybciej myśleć, co by tu zmajstrować w kolejnym sezonie. Pomysłów parę jest, ale wiem, że muszę solidniej przysiąść do roweru i pływania, przynajmniej patrząc po Poznaniu. Chociaż tam wiele rzeczy było dziwnych, to patrząc na detale tego startu, poszło nieźle.
Mimo wszystko mogłem być zadowolony z roweru, choć tych treningów w lipcu było mało by nie powiedzieć, że był … JEDEN! Niestety tak mi się ułożyły tygodnie, a zwłaszcza treningi, że ciągle byłem w rozjazdach i nici z kręcenia na szosie. Wiem, może to wymówki, ale nie udało się, tak więc element do poprawy. Jednak się nie zrażam, bo jakoś się człowiek kręci i prędkość trzyma. Poza tym kolejne tygodnie przemknęły bez kontuzji i dalej robię swoje przy odpowiedniej wadze, co mnie niezmiernie cieszy.
Plany
No cóż na razie mój plan na kolejny miesiąc, to BRAK planu. Nie mam już na liście żadnych zawodów, przy najmniej na ten moment. Z czasem może wyskoczy jakiś pomysł jak choćby kolejne Tour de Warsaw czy jakiś jesienny maraton. Może też powalczę o jeszcze jakąś życiówkę na 5 lub 10 km. Czas pokaże!