Raport z rejonu #9: wrzesień
Szybko minęły wakacje i zawitał wrzesień, czyli czas, w którym nieubłaganie zbliża się jesień. Wtedy też mamy jakby mniej słońca, więcej deszczu i pluchy, a i kilometry na treningu inaczej „smakują”. Jaką pracę wykonałem we wrześniu? O tym wszystkim kilka słów w podsumowaniu miesiąca.
Tabelki i wykresiki
Jak co miesiąc, znowu zawitało do mnie dużo różnych cyferek. Niespecjalnie analizując dane, widać, że bieganie znowu było moją mocną stroną, do tego lekko zaniedbany rower, a pływanie tylko dla podtrzymanie rytmu, bo wspólne treningi z moim klubem zostały zawieszone. Mieliśmy miesiąc przerwy, a ja chodząc na basen, podtrzymywałem treningowy rygor. Z reguły jestem zadowolony ze swojej pracy we wrześniu i liczb, jakie wykręciłem, zwłaszcza że we wrześniu także miałem roztrenowanie przez chorowanie i urlop. Prawie 10 dni nic nie robienia, regularnego i długiego snu połączonego z dobrym jedzeniem, pozytywnie wpłynęło na regenerację organizmu oraz psychikę, gdzie człowiek złapał totalny luz.
W szybkim skrócie: wypływałem prawie 8 km, 92 km wyjeździłem na szosie i 149 km przebiegłem. Dało to w sumie około 18 godzin aktywności, na których wypaliłem prawie 16,5 tysiąca kalorii.
Starty
Tak jak pisałem w sierpniu, żadne zawody nie czekały na mnie we wrześniu. Jedynie spontaniczne podejście do tematu, mogło coś zmienić w tej materii i ni stąd, ni zowąd, szybko trafiłem na trop półmaratonu w Tarczynie. Zrobiłem życiówkę, zająłem 3 miejsce w swojej kategorii wiekowej, więc był to spontaniczny sukces, choć nie obyło się bez kontrowersji.
Kto nie czytał może nadrobić relację z Tarczyna:
6. Tarczyn Półmaraton – żar z nieba, a nagrody nie ma!
„Żar się z nieba leje, a to się naprawdę nie dzieje!” Tak sobie
myślałem przed, w trakcie i po starcie w niedzielne przedpołudnie, gdy cała
akcja upalnego dramatu rozgrywała się w Tarczynie i jego okolicach. Czy
rozwiązany but na 1 km pokrzyżował plany dobrego czasu na finiszu?
Kilka słów…
W pływaniu nastąpiła przerwa od wspólnych treningów z ekipą TriWawy, natomiast sam postanowiłem nie odpuszczać i trzymać się regularności. Wychodziło nie najgorzej, aczkolwiek kilometraż zdecydowanie mniejszy. Wpływ na to miała również choroba, ponieważ w drugiej połowie miesiąca nie byłem na basenie ani razu.
Okres wakacyjny był fajny pod względem jazdy na rowerze, lecz niestety wrzesień nie dał mi wiele w tej kwestii. Albo to ja nie wiele z siebie dałem. Nie całe 100 km nie powala, praca na treningu też nie była tytaniczna, ale coś pokręciłem. Jazda wręcz symboliczna. Czuję, że był to okres przejściowy między kręceniem z wiatrem we włosach i uśmiechem na twarzy a jesiennym nadrabianiem filmowych zaległości w towarzystwie trenażera.
No i na sam koniec bieganie. Chociaż ono mi pozostało, bo nigdy nie schodzę poniżej pewnego poziomu. Kilometraż i tempa zbliżone do wyników z sierpnia i przede wszystkim sukces na półmaratonie w Tarczynie. Życiówka i dobra lokata w stawce mówią same za siebie, bo było to potwierdzenie wcześniej uzyskanej formy. Myślę, że teraz okres jesienno-zimowy będzie czasem harówki i budowania bazy, ale wychodzę z lepszego pułapu na kolejny sezon niż w poprzednim roku, gdzie od sierpnia nie trenowałem. Mam potencjał, który muszę wykorzystać i kuć żelazo, póki gorące.
Plany
Po raz kolejny nie ma konkretnych planów. Żadnych startów, po prostu regularne treningi, co patrząc po ostatnich tygodniach, nie jest oczywistością. Z racji drobnych przeziębień, urlopu czy też lekkiego roztrenowania, moim głównym celem będzie wrócenie do regularności. Tylko tyle albo i aż tyle.