Pływanie na basenie może być niebezpiecznie.. śmieszne
PPływam odkąd zacząłem naukę pływania w szkole podstawowej. Potem nastąpiła długa przerwa, aż do momentu gdy mentalny grubas wziął się za siebie. Początkowo było to urozmaicenie treningu biegowego. Jednak wraz z wejściem w temat triathlonu, pływanie to dyscyplina za którą musiałem wziąć się na porządnie. Ostatnie 1,5 roku to poważne pływanie i podczas różnych treningów, działy się różne rzeczy. Pływanie na basenie może być czasem straszne, a czasem śmieszne.
1. Gryzące kafelki na Inflanckiej.
Każdy kto pływa w Warszawie, albo trenuje triathlon i jest przejazdem w stolicy, musi znać baseny na Inflanckiej. Retro pływalnia to w sumie mekka pływających triathlonistów. Na tym obiekcie wszędzie czuć klimat PRL’u. Chyba najbardziej widać to po kafelkach w basenie. Nie są one pierwszej świeżości. Czasem są jakieś ubytki nie zgrabnie uzupełnione płytkami w innym kolorze. Ot aby dziury nie było.
I tak kiedyś podczas co niedzielnego treningu, robiąc nawrót poczułem szczypnięcie w stopę. Nie zważając na nic, płynąłem swoje zadanie dalej. Pod prysznicem okazało się, że na nawrocie kafelki uszczupliły moją stopę o ok. 0,5cm kawałek skóry. Klapek cały we krwi i nieszczęście gotowe. Nie myślałem nigdy, że coś mnie ugryzie na basenie.
2. Stylówa musi być!
Trenuję pływanie w grupie, jak co środę i piątek z moim klubem TriWawa, na basenie przy ul. Gubinowskiej w Warszawie. Na jednym z pierwszych treningów, które odbywają się o 6 rano, zameldowała się starsza pani. Na oko miała 70 lat+.
Jej obecność na „treningu” o tej porze to nic, w porównaniu z jej stylem pływania i całym outfitem. Mianowicie Pani pływała prawie w pełnym make-upie, a do tego miała ciemne okulary przeciwsłoneczne na nosie. Oczywiście płynęła dostojnym klasykiem vel Żabką ;)
3. Czarny paznokieć… na dłoni.
W marcu, podczas nieobecności naszego Treneiro Marcina, ekipa TriWawy miała treningi na zastępstwie. Jednym z ostatnich treningów było połączenie pływania z siłownią. Mieliśmy zadanie 20×50 m, gdzie po każdej 50’ce robiło się na przemian albo 10 pompek normalnych, albo 10 pompek tricepsowych. Przy którymś dopłynięciu do murka tak nie kontrolowanie przywaliłem w słupek, że palec u dłoni zrobił się czarny.
A myślałem, że biegacze i triathloniści mogą się go dorobić tylko na stopie?!
4. Wyprzedzanie prawą stroną.
Kiedyś płynąc na ww. Inflanckiej, płynęła przede mną moja koleżanka albo na grzebiecie, albo robiła nogi z deską. Robiła to elegancko w jednej linii, ale zjeżdżała prawie do środka toru. Ja tego nie zauważyłem, aż do momentu w którym mijałem ją z prawej strony.
Lewą to rozumiem, ale żeby poboczem przy linie. Tego jeszcze nie grali.
5. Poczuj się jak na autostradzie!
Akcja znowu rozgrywa się na basenie na Inflanckiej. Każdy płynie swoje. Ja już w łapkach i z 8’ką w nogach, cisnę kolejne 50tki. Na kolejnej z nich patrzę, że przede mną kumpel robi nogi z deską w ręku. Naturalnym jest, że zobaczę co się dzieje po lewej i go zaraz wyprzedzę. A tu zonk! Koleżanka też chce go wyprzedzać po lewej i nie może… ja z tyłu zasuwam, a tu raptem pauza.
Poczułem się jak na autostradzie, gdy dwa TIRy chcą się wyprzedzić, a ja nieszczęsny siedzę na lewym pasie i czekam na rozwój akcji (albo jego braku).
6. Disco polo gra.
Tak jak wspominałem w relacji z obozu w Wałczu. Na naszej pływalni w COSie, podczas walki na treningu leciało disco-polo. Można było usłyszeć kawałki Shazzy czy nieśmiertelny hit Weekendu – Ona tańczy dla mnie.. choć mogła by popływać! :)
Nie wiem czy na kolejnych treningach pływackich jeszcze coś mnie zdziwi. Chociaż mając w głowie hasło: „Sky is the limit!”, pewnie nie raz się zdziwię.