Życie na rowerze nie jest lekkie…
TTrenując kolarstwo pod triathlon i jeżdżąc po drogach publicznych z ruchem samochodowym, trzeba mieć się na baczności. Niestety kolarz czy rowerzysta (jak zwał tak zwał) nie ma większych szans z samochodem czy też większymi pojazdami. Niestety są także nierozgarnięci piesi, zwierzyna i inne zagrożenia. Co zrobić, aby wyjść z opresji cało? Oto kilka rad ode mnie, będąc już doświadczonym przez los.
1. Zawsze wybierając się na trening, weźmy ze sobą jakiś dokument tożsamości oraz telefon komórkowy. Pierwszy z nich przyda się do formalności, gdy dojdzie do kolizji. Natomiast telefon jak wiadomo, będzie naszym łącznikiem ze światem, zwłaszcza gdy wydarzy się coś w miejscu, gdzie nie ma żywej duszy. Niby takie oczywiste, a jednak nie do końca, bo sam nie miałem telefonu podczas mojej kolizji, gdy złamałem łopatkę.
2. Jeśli jedziemy zgodnie z przepisami to niestety tak jak i w przypadku innych środków lokomocji, musimy myśleć za dwie strony. Ja jechałem na zielonym, miałem pierwszeństwo, a jednak wylądowałem na masce. Niestety zadziałało tutaj gapiostwo i brak wyobraźni kierowcy.
3. Bądźmy skupieni i czujni podczas treningu. Może nie uchroni nas to od kolizji czy innego nieprzyjemnego zdarzenia, ale pozwoli zmniejszyć skalę tego incydentu. Może uda się wyhamować albo ominąć przeszkodę.
4. Jeśli doszło do zdarzenia, zawsze wezwijmy odpowiednie służby. Jeśli jest potrzeba, to wzywamy Pogotowie Ratunkowe, a przede wszystkim Policję. Wtedy mamy dowód całego wydarzenia, będzie ustalona wersja wydarzeń i da nam to podstawy do dochodzenia swoich praw w sądzie, czy przed ubezpieczycielem. Czemu koniecznie Policja? Patrz pkt. 5.
5. Nigdy nie wierz ludziom na gębę, bo się srogo przejedziesz na tym! Moje kolejne doświadczenie to kolizja z panią, która wtargnęła z rowerem na drogę, gdzie ja jechałem 40km/h. Moja głupota i gapiostwo oraz wiara w ludzki honor i uczciwość doprowadziła sprawę do sądu, bo Pani wycofała się ze zobowiązania uregulowania moich szkód w całości. Byłoby łatwiej, gdyby została wezwana Policja.
6. Jeśli to możliwe, warto jeździć z kimś. Zawsze w razie co mamy świadka, który będzie mógł pomóc odpowiednim organom w odtworzeniu wydarzeń. Zwłaszcza gdy winna osoba chce się wymigać od odpowiedzialności. Jeszcze lepiej gdy ktoś jeździ z kamerką i zarejestruje to, co się wydarzyło. Wtedy mamy twardy dowód na naszą (nie)winność.
7. Gdy dojdzie do kolizji i wydaje nam się, że nic nas nie boli lub czujemy lekki ból, to nie bagatelizujmy tego. Pogotowie wezwane na miejsce zdarzenia też może nic nie „znaleźć” poważnego, to i tak wybierzmy się do szpitala. Lekki ból może się okazać złamaniem kości. Tak było w moim wypadku i ciesze się, że wybrałem się na SOR. Niestety założony gips i czas bez sportu to już inna historia…
Tak więc podsumowując moich kilka oczywistych oczywistości dotyczących treningu na rowerze: zachowujmy zdrowy rozsądek, walczmy o swoje i nie dajmy się rozjechać, bo wariatów nie brakuje, a zagrożenie może przyjść z każdej strony. Bezpiecznej jazdy!