Logo
  • TRENUJE
  • STARTUJE
  • FROG L’STYLE
  • SPRAWDZAM!
  • O MNIE
  • KONTAKT
© 2014-2024 PANZABKA.COM
Wszelkie prawa zastrzeżone.
11/05/2016
Wojciech Kołacz
STARTUJE, TRENUJE

Never look back!

Poprzedni WpisNastępny Wpis

IInterwały mogą nam się kojarzyć, ale z treningiem i krótkimi przedziałami czasu. Dla mnie interwałem jest blogowanie i przerwy, raz krótsze, raz dłuższe, ale tu nie o pisanie tylko chodzi. Bo o moje życie, które w pewnym przedziale czasu było wypełnione treningami, zawodami. Żyłem sportem, aż w pewnym momencie coś we mnie pękło.

..złego początki

Wszystko zaczęło się sypać od lipca zeszłego roku i ciągnęło się przez kolejne tygodnie. Brakowało chęci do treningu, wyciskaniu z siebie siódmych potów i gonienie za wynikami. Wraz z kolejnymi kilometrami uciekała ze mnie wiara w to co robię jak powietrze z przekłutego balona.

Nogi może i chciały, ale głowa była zupełnie gdzie indziej. Zastanawiając się, po co to wszystko? Nie miałem odpowiedzi i nie widziałem w tym sensu. Miałem dość, po 4 latach intensywnego trenowania. Nie trzymałem diety, ale mnogość treningów oraz mniejszych bądź większych wyrzeczeń robiło swoje.

Chciałem odpocząć. Wziąć urlop od wszystkiego, ponieważ ja mogę, a nie muszę. Grande finale wszystkiego – Ironman 70.3 w Gdyni. Ostatni start, do którego chciałem cokolwiek robić. Ot ostatni akord i fajrant, można zgasić światło, a buty zawiesić na kołku.

Przerwa trwała około pół roku. Fakt, że po Gdyni zdarzały się pojedyncze treningi, ale regularność odeszła w zapomnienie. Zrezygnowałem z pływania z moją ekipą TriWawy i moja forma, odpowiednia waga odeszły w zapomnienie.
Na ich miejscu pojawiło się korzystanie z życia bez stresu na to, że jutro trening, że muszę to, muszę tamto… ja nic nie muszę.

W międzyczasie jeszcze trafiło mi się wystartować w dwóch imprezach spod szyldu Tour de Warsaw, czy zaliczyć Maraton Warszawski po piwnej posiadówce u kumpla (dzięki temu stałem się człowiekiem legendą… albo może chociaż anegdotą). Przed startem wzorowo się odwodniłem, pochłaniając czteropak złocistego piwka, zagryzając przy tym pikantnymi skrzydełkami kurczaka własnej roboty. Carboloadingowy zestaw mistrza!

Jednak jakimś cudem, udało mi się przekroczyć metę warszawskiego maratonu wspólnie z moim bratem Krzyśkiem. I tym sposobem cały mój ruch aż do grudnia zamarł.

Mały comeback

W grudniu postanowiłem wrócić do ludzi i wspólnego trenowania. Pływanie było pierwszym krokiem powrotu do normalności. Ekipa zrobiła swoje, bo między ludźmi człowiek jakiś był taki bardziej ludzki. Jest z kim pogadać, pościgać się… no po prostu jest inaczej.

Kilogramy ani forma specjalnie nie szybowały w górę, ale regularne pływanie zaczynało dawać pozytywy powrotu do poziomu sprzed przerwy. Trzeba sobie jasno jednak powiedzieć, że w wodzie utrata tego, co się wypracuje, jest szybsza niż odbudowanie tego. W bieganiu i na rowerze jest moim zdaniem łatwiej.

Chce mi się chcieć

Różne grzeszki, luz w stosunku do życia oraz brak ciśnienia na treningi zaczął się wypalać. Natomiast wróciła do mnie chciwość na trening, rywalizację i dążenie do optymalnej formy. Zwyczajnie chciało mi się chcieć. Bez specjalnego planu, ale z bojowym nastawieniem zacząłem zmiany w sobie 10 lutego, czyli w Środę Popielcową. Zacząłem trenować, a dodatkowo zrobiłem post od alkoholu, słodyczy, fast foodów i jakichkolwiek kolorowych napoi (Hola hola! To nie było też tak, że każdą z wymienionych rzeczy pochłaniałem, w nie wiadomo jakiej ilości, zwyczajnie odciąłem je od siebie i tyle.).

Ogólnie zacząłem zwracać uwagę na to, co, kiedy i ile jem. Zadziałała zasada 5 posiłków w miarę równych odstępach czasu. Dołożyłem do tego regularne treningi i efekty zaczęły się nieśmiało pojawiać. Tydzień po tygodniu wszystko szło do przodu.

A było co zrzucać, bo rzeczonego 10 lutego na wadze widniały cyferki wskazujące na ok. 94 kg. Teraz na przełomie kwietnia i maja waga oscylowała w granicach 81 kg. Może to szybki skok dla niektórych, ale ja tego nie odczułem w żaden negatywny sposób. Ciało i głowa reagowały pozytywnie, mając na uwadze solidny i przemyślany trening oraz zbilansowaną dietę.

Co dalej?

Przede mną kilka startów w różnych dyscyplinach i na różnych dystansach. Ważniejsze z nich to kolarski Tour de Warsaw, biegowy ultramaraton — Bieg Rzeźnika, czy pierwsza impreza triathlonowa związana z Warszawą, czyli 5150 Warsaw.

Zawody to zawsze moment sprawdzenia samego siebie, tego, co zrobiliśmy na treningu i jak wypadamy na tle innych. Ja osobiście nie mam w tym roku przesadnej napinki na wynik, jednak pościganie się z innymi oraz z samym sobą, to najlepsze co może się trafić jako ukoronowanie powrotu na dobre tory w trenowaniu. W końcu atmosfery z zawodów nigdzie się nie uzyska jak na zawodach.

Tak więc reasumując… muszę dalej walczyć i trenować bym mógł Panować :)

bieganiekolarstwomotywacjapływanietreningtriathlonżabka

Autor Wojciech Kołacz

Kiedyś pączek w maśle z wagą 120kg, a teraz prawie Ironman...

Witam na moim blogu!

Kilka słów o Panu Żabce...

Nazywam się Wojciech Kołacz i mówią na mnie Pan Żabka. Od przeszło 10 lat intensywnie trenuje, przede wszystkim biegam, ale od pewnego czasu moją miłością jest triathlon. Sport, który kiedyś był sposobem na zrzucenie paru kilogramów, stał się pasją, a pasja przerodziła się w styl życia. Na blogu znajdziesz to, co mnie interesuje i z czym się utożsamiam. Po prostu życie Pana Żabki.

Archiwum

  • październik 2016 (1)
  • wrzesień 2016 (3)
  • sierpień 2016 (7)
  • lipiec 2016 (6)
  • czerwiec 2016 (2)
  • maj 2016 (2)
  • październik 2015 (3)
  • wrzesień 2015 (7)
  • sierpień 2015 (10)
  • lipiec 2015 (11)
  • czerwiec 2015 (11)
  • maj 2015 (9)
  • kwiecień 2015 (21)
  • marzec 2015 (8)
  • luty 2015 (4)
  • styczeń 2015 (5)
  • grudzień 2014 (3)
  • maj 2014 (1)
  • kwiecień 2014 (6)
  • marzec 2014 (3)

#hashtag

adidas barcelona bieganie bieg zbójników biegówki bno buty challenge cos debiut dieta film garmin gleba instagram ironman katowice kolarstwo maraton motywacja nike odzież owm plny poznań półmaraton pływanie regeneracja rower sidi spd start szosa tede test trening tri triathlon ultra warszawa warszawski zawody zima żabka żele