10. Półmaraton Warszawski. 10 wspomnień z biegu

OOd jubileuszowej 10. edycji Półmaratonu Warszawskiego minęły już ponad 2 tygodnie. Ja jednak nadal mam w pamięci ten start z różnych powodów i będę go pamiętał na pewno do momentu , w którym osiągnę nową życiówkę na dystansie 21,097 km. Była radość, pot, krew i łzy… no dobra żartuję. Krwi ani łez nie było, za to było żniwo ciężkiej pracy na treningach. Wszystko to zamknięte w 10 wspomnieniach.
1. Bieg ten był dla mnie szczególny, ponieważ poprzez start i dobry wynik chciałem uczcić urodziny swojej chrześnicy. Czemu akurat biegiem? Otóż Ola w zeszłym roku urodziła się w dniu 9. Półmaratonu Warszawskiego. Mój brat nie mógł biec, bo biegł na porodówkę, a ja musiałem bronić honoru rodziny.
2. Jak to było w pewnym filmie, drugie primo: ŻYCIÓWKA! Nowy wynik jest lepszy o 3 minuty i 21 sekund, w stosunku do wyniku uzyskanego 2 lata wcześniej. Fakt ten bardzo cieszy, zwłaszcza iż dawno nie poprawiłem żadnego ze swoich rekordów życiowych. Widać progres i praca nie idzie na marne.
3. Dobra taktyka i wsparcie grupy było podstawą sukcesu mojego i moich kolegów z TriWawy. Od początku trzymaliśmy równe tempo w granicach 4:30 min/km, dzięki czemu dobrze rozłożyliśmy siły, aby móc zaatakować ostatnie 2-3 km.
4. Spalenie się mostu Łazienkowskiego nie poszło na marne. Zmiana trasy wyszła chyba na dobre, bo trasa była szybka i przyjemna. Dodatkowo myślę, że dla mnie osobiście plusem sytuacji była jej nie znajomość. Ot trzymamy tempo, biegniemy swoje, a kilometry lecą. Nie myślałem, że zostało x km i że zaraz skręce tu i tu. Po prostu robiłem swoje.
5. Expo przed warszawską połówką to zawsze dobrze pracująca jednostka jak cała maszyna PMW. Pakiety odbiera się sprawnie, a stoiska wystawców przyciągają zawsze tłumy biegaczy. Dla mnie to jak zwykle okazja do spotkania znajomych twarzy.
6. Pogoda także się dostosowała i nie przeszkadzała biegaczom. Nie zawsze tak było, bo mam w pamięci śnieżno-zimowy półmaraton w swoje urodziny. Słońce i możliwość biegu na krótki rękaw była miłą opcją. Choć na ostatnich najszybszych kilometrach mocno wiało.
7. Atmosfera biegu i cała otoczka wokół niego, dawała poczucie, że biorę udział w czymś wyjątkowym. Tak było. 10. edycja biegu to kawał historii polskich biegów masowych. Jak okazało się na mecie był to największy bieg w historii. Prawie 13 000 biegaczy dobiegło do mety. Jak widać bieganie nadal jest na fali wznoszącej.
8. Najlepszy punkt kibicowski zorganizowany został przez studentów, którzy mieli swoją połówkę ;) Ogólnie fajnie, że tak dużo warszawiaków wyszło na ulice i dopingowało biegnących. Tym razem nie uświadczyłem: „Dawaj, dawaj! Meta już blisko! Został tylko kilometr!”.
9. Świetna praca wolontariuszy bez których ten bieg by się nie odbył. Trzeba im dziękować na każym kroku, bo to oni są cegiełką pod nasze sukcesy. Depozyty, punkty odżywcze czy też praca w biurze zawodów, oto areny ich zmagań. Powiem tylko tyle: DZIĘKUJĘ!
10. Organizacyjnie cały bieg był świetny. Wszystko jasne, na czas i pod ręką. Po prostu nie można na nic narzekać, a nie na wszystkich biegach tak bywa. Półmaraton Warszawski jest stałym elementem mojego kalendarza biegów, dlatego czekam na 11. edycję!