Garmin Vivoactive. Pierwsze wrażenia

Nigdy nie ukrywałem, że jestem fanem i wiernym użytkownikiem zegarków marki Garmin. Od kilku lat dzielnie służy mi moja 910’ka, która pokonała ze mną blisko 15 000 km. Teraz w moje ręce wpadła zupełna nowość, czyli Garmin Vivoactive. Sportowy smartwatch, który kryje wiele dobrego w swojej smukłej obudowie.
Unboxing
Po otwarciu pudełka moim oczom ukazał się duży dotykowy ekran zegarka. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z kolorowym ekranem o wysokiej rozdzielczości. Grubość zegarka to zaledwie 8 mm, przy wadze zaledwie 38 gram. Jest on bardzo zgrabny. Po założeniu go na rękę, w ogóle nie czuć, że coś mamy na ręku. Po prostu piórko. Dla porównania Garmin 920XT waży już 62 g.
W samym pudełku znajdziemy także ładowarkę, instrukcję obsługi oraz pas HR (występuje także wersja bez HR).
Gotowi?
Zegarek świetnie wygląda na ręku. Od razu przykuwa wzrok i uwagę innych osób. Można go nosić jako zwykły zegarek bez włączania bluetooth’a i modułu GPS. W takim wariancie bateria powinna wytrzymać wg producenta:
Bateria działa do 3 tygodni w trybie zegarka/śledzenia aktywności lub 10 godzin w przypadku korzystania z funkcji GPS.
Ja do rozładowania baterii wykonałem około 6-7 treningów i nosiłem go około 10 dni. Każdy z treningów to co najmniej godzina wykorzystania sygnału GPS i opaski HR.
Vivoactive został wyposażony w funkcje treningowe dla biegania, gry w golfa, jazdy na rowerze i pływania. Dodatkowo zegarek śledzi naszą aktywność w ciągu dnia i jeśli się nie ruszamy, to wysyła nam motywujący alert, że trzeba się ruszyć. Aktywność kontrolowana jest przez zliczanie liczby pokonanych przez nas kroków oraz spalonych kalorii w ciągu dnia. Na tej podstawie zegarek wyznacza cele dostosowane do indywidualnego poziomu aktywności. Natomiast podczas snu urządzenie monitoruje jakość naszego odpoczynku i regeneracji. Ot standard w najnowszych urządzeniach smart i wearable. Mnie czasem te alerty podrywały do działania, aby wstać zza biurka i chociaż zrobić spacer po kawę albo po gazetę w moim miejscu pracy.
Jeśli sparujemy zegarek ze smartfonem za pomocą Bluetooth’a, otrzymamy możliwość odbierania informacji o połączeniach przychodzących, mailach, SMS-ach oraz o informacjach z kalendarza. Bardzo przydatne, aczkolwiek dla mnie męczące na dłuższą metę, bo nie lubię, jak mi ciągle zegarek wibruje i przypomina o czymś. Chyba że to kolejne kilometry na maratonie ;)
Ciekawostka! Znalazłem w Internecie informację, że można kupić skórzany pasek do Vivoactive. Biorąc pod uwagę designerskie walory tego zegarka, to jest to naprawdę ciekawa opcja. Po prostu sportowa elegancja!
Akcja!
Zegarek był moim kompanem na bieganiu, trenażerze oraz na treningach pływackich. Te ostatnie trening były możliwe dzięki temu, że zegarek jest wodoodporny do 5 ATM. Za każdym razem świetnie sobie radził i nie mogłem mu nic zarzucić. Sam ekran jest czytelny w pełnym słońcu, a po podświetleniu go w ciemności także wszystko wyraźnie widać i bez problemu odczytamy informacje na ekranie. Na uwagę zasługuje szybkie łapanie sygnału GPS oraz dokładny zapis trasy na mapie. Miło zaskoczył mnie także pomiar tętna dzięki miękkiej opasce HRM3. Przy poprzednich wersjach tej opaski, dochodziło u mnie do obtarć i problemów z niedokładnym mierzeniem tętna. Tutaj takiej opcji nie ma.
Podsumowując na razie jestem zachwycony nowym dzieckiem Garmina. Początkowy sceptycyzm do ekranu dotykowego uleciał wraz z pierwszym przeklikaniem się przez ekrany menu. Wszystko jest intuicyjne. Sam zegarek wygląda świetnie, do tego bateria długo pracuje w trybie „hybrydowym” (trening+noszenie na co dzień), a podczas treningu nie brakuje nam żadnej opcji. Jeśli miałbym wybierać Vivoactive jako następcę mojej wysłużonej 910’ki to musiałbym się zastanowić czy nie brakowałoby mi trybu Multisport. Poza tym na ten moment myślę, że jest to zegarek kompletny zwłaszcza dla biegacza i entuzjasty smart-zabawek.