The Energy Takeover Warsaw – biegacze zawładnęli miastem!
WW sobotę 11 kwietnia w szranki stanęły trzy drużyny: różowych, niebieskich i żółtych. Dzieliło ich miejsce startu, kolejność boostpointów, ale wszyscy mieli jeden cel. Jak najszybciej zdobyć metę i zjawić się na after party w Teatrze WARSawy. Co wyszło z tego niecodziennego biegu? Świetna zabawa i niezapomniane bieganie po Warszawie!
Before
W tym biegu wyznaczone były trzy drużyny, gdzie każda miała inne miejsce zbiórki i startu:
1. Żółci – Plac Grzybowski, start w obrębie placu,
2. Różowi – Bulwar Flotylli Wiślanej – Przy Pomost 511
3. Niebiescy – Aleja Tomasza Hopfera – Przy schodach pod Zamkiem Ujazdowskim.
Ja załapałem się do drużyny różowych, gdzie przypadł mi pakiet startowy z numerkiem 31. O 20:30 stawiłem się na Bulwarze i tam w mobilnym biurze zawodów, odebrałem pakiet, podpisałem oświadczenie i można było oczekiwać startu. Szefem naszej drużyny były Piotrek „Kędzior” Kędzierski, który swoim luzem i żartami zagrzewał do walki #pinkTEAM.
Na bieg umówiłem się z Olą (Pora na majora), tak aby nie biec samemu. Wiadomo, że w grupie raźniej i ciekawiej. Choć tego dnia nie brakowało znajomych w każdej z drużyn to jednak musiałem mieć jakiegoś sojusznika w walce o kolejne punkty kontrolne. Każdy przy okazji odbioru swojej opaski na nogę (z chipem do pomiaru czasu) otrzymywał mapę, a w zasadzie legendę do mapy ze wskazówkami – gdzie należy biec. Na liście było 5 boostpointów, które miały dodać nam energii.
I tak jak popatrzyłem na spis punktów to nie byłem pewien gdzie biec. Teoretycznie tyle człowiek lata po Warszawie, a jak się okazuje nie do końca kojarzy wszystkie lokalizacje. Na szczęście wymiana informacji, telefon z GPS’em i momentalnie wszystko stawało się jasne. Przed samym startem szybka rozgrzewka. Potem chwila wyczekiwania i punktualnie o 21 ruszyliśmy w bój.
Lecimy po energię!
Na pierwszy punkt polecieliśmy troszkę na około, ale to nic takiego. Na miejscu okazało się, że pierwszy boostpoint to… 4-5 m platforma z wielkim balonem na dole, na który trzeba było zeskoczyć. Po dobiegnięciu ugrzęźliśmy w kolejce oczekującej na skok. Przez co po wybiegnięciu na kolejny punkt okazało się, że pokonanie 2 km zajęło blisko 20 minut. Na szczęście potem było już tylko szybciej i sprawniej.
Pod Sklepem Biegacza na Powiślu czekała na nas ścianka dla fotoreporterów, którą pokonaliśmy w radosnych podskokach, aby na kolejnej prostej przyspieszyć. Nie było czasu na nudę. Szybkie kalkulacje, korekty trasy, a wszystko po to aby jak najszybciej znaleźć się na kolejnym punkcie. Punkt 3 to pochylnia, którą należało szybko i dynamicznie obiec „rogalem”. Dalej znowu sprint i już byliśmy w drodze na Mariensztat. Tam czekało trochę ochłodzenia dla gorącej atmosfery biegu. Wszystko za sprawą wielkiego wentylatora, który popchnął nas w stronę mety.
Do ostatniego punktu tempo jeszcze wzrosło. Nie odpuszczaliśmy z Olą żadnego metra. Do tego stopnia, że ostatnie kilkaset metrów to był slalom gigant między spacerowiczami na Starówce. Zostały ostatnie zakręty i ukazał się nam Teatr WARSawy, który był metą i miejscem after party dla zawodników. Ola niestety na ostatniej prostej zaliczyła małą i nie groźną w skutkach wywrotkę. Szybko się pozbierała i finisz był nasz.
After
Wbiegając na metę, natknęliśmy się na zalążek imprezowego klimatu. W środku gorąco i parno. Ilość rozgrzanych od ścigania się biegaczy na m2 przekraczał na pewno jakiekolwiek normy. Każdy mógł skosztować zimnego drinka i stanąć w kolejce po okolicznościowe upominki od sponsora biegu. Szkoda tylko, że nie pomyślano o niczym do picia dla zmotoryzowanych biegaczy. Na miejscu spotkałem jeszcze więcej znajomych z którymi wymieniłem uwagi o biegu i atmosferze jaką stworzył adidas.
Fajną sprawą była „budka foto”, dzięki czemu można było się powygłupiać przed obiektywem. Świetna opcja, aby sprawić sobie niezapomnianą pamiątkę z tego wieczoru. Ja niestety odpuściłem obecność już na samej imprezie, bo dzisiaj czekały mnie kolejne treningi, a i okoliczności na imprezę moim zdaniem były mocno średnie. Niestety zabawa będąc mokrym i zgrzanym tuż po biegu to słaba opcja. Lecz jeśli ktoś miał chęć to okazja i miejsce ku temu były.
Myślę, że był to fajny bieg, aby lepiej poznać Warszawę, spotkać się ze znajomymi i miło spędzić czas. adidas zrobił fajną „grę miejską” na orientację, która wzbudziła zainteresowanie i zrobiła szum na ulicach. Mijający nas ludzie, dziwili się co za wariaci tak biegają wieczorową porą po Warszawie. Ot to tylko zakręceni biegacze, którzy nawet już po biegu przyciągali wzrok. Idąc spacerkiem do auta, padały teksty typu: „o to Ci co tu biegli..”, „chyba wygrali, każdy idzie z torbą adidasa.. farciarze”. To była świetna zabawa. Mam nadzieję, że takich imprez jak „The Energy Takeover Warsaw” będzie coraz więcej!