Tour de Warsaw Prolog 2016. Szybki prysznic

WW 2015 roku wystartowała świetna impreza na Mazowszu, czyli cykl Tour de Warsaw. Miałem przyjemność brać udział we wszystkich dotychczasowych etapach. W 2016 roku nie mogło być inaczej! Tym razem znowu w roli kapitana, poprowadziłem swój team do fajnego wyniku w deszczowej aurze! Szybki przelot przez TdW Prolog w kilku myślach.
1. Nie typowo zacznę od końca, po raz kolejny miasteczko TdW na terenie OSiRu Saska to miejsce gdzie czuć atmosferę kolarskiego święta. Przyjazd na metę poza faktem samym w sobie, że to już koniec, to była przyjemność. Uśmiechnięte dziewczyny wręczały medale, chwila dla fotografów i można było odebrać gadżety od sponsorów. Jednak najlepsze rzeczy czekały na nasze podniebienia. Ponownie do zjedzenia był makaron i do tego 3 warianty smakowe, ponadto zimne piwko i słodkie pączki. No i czego chcieć więcej skoro to koniec wyścigu? Chillout! Co prawda prysznicem bym nie pogardził oraz objęciami mojej kobiety, ale jak na początek regeneracji to było nieźle.
2. Kontynuując wątek gastronomiczno-odpoczynkowy, przejdźmy do jedynego punktu żywieniowo-kontrolnego. Ten ponownie był umiejscowiony w Złotokłosie w Cafe Rosso. Na uczestników czekały gorące kawa i herbata, masa słodkości oraz ponad czasowe paliwo, czyli banany. Jednak pogoda, do której zaraz przejdę, nie rozpieszczała i niepotrzebne rozleniwienie na punkcie było nie wskazane, bo człowiek mógł już nie wrócić do rytmu jazdy i mogło być coraz gorzej.
3. Idąc tropem z punktu drugiego… POGODA. Ta ponownie nie rozpieszczała na Prologu. W zeszłym roku był śnieg i grad, tyle że startowaliśmy w kwietniu. Teraz niby miesiąc do przodu, to trafiliśmy na załamanie pogody. Około 4 godziny zeszły w deszczu, a większymi momentami w ulewie. Wszystko zaczęło się na ok. 50-60 km w okolicach Czerska. Potem było coraz gorzej (choć rozmawiając z ludźmi, którzy jechali wariant PÓŁNOC, wspominali o deszczu przez 190 km) to jednak na metę przyjechaliśmy wysuszeni. No.. może poza butami i skarpetkami, bo tam już żaden wiatr by nie pomógł. Jednak po kolejnej godzinie jazdy w deszczu, człowiek się przyzwyczaił i robił swoje. Najgorsze z tego wszystkiego to był prysznic spod kół ludzi z teamu, którzy jechali z przodu. Mimo wszystko pogoda pozwoliła na zrobienie kolarskiej kreski na nogach :)
4. Trasa względem roku poprzedniego lekko się zmieniła i moim zdaniem na plus. Najdalszym punktem był wypad do Warki, ucieszyła mnie taka roszada, ponieważ są to poniekąd moje rodzinne strony, więc miło było się przejechać po znajomych rewirach. Poza tym wiele etapów wyścigu było mi znane z innych etapów. Profil nie był straszny, zasadniczo wiadomo było, co nas czeka i podjazdy tylko człowieka dogrzewały w tych warunkach jazdy. Początkowo mieliśmy jechać wariant PÓŁNOC, ale dzięki zwolnieniu miejsca o innej godzinie startu na POŁUDNIU, dokonałem zmiany. Doświadczenie z zeszłego sezonu znowu pomogło.
Forma, prędkość i styl jazdy mojej ekipy był zróżnicowany. Jednak potrafiliśmy się zebrać i wykręcić średnią w granicach 31,5 km/h. Najwięcej oczywiście mogę powiedzieć o sobie, momentami głowa ciążyła, bo liczyłem kilometry i rozgrywałem etapy w psychice. Nogi kręciły i chciały więcej, bo czułem, że dzisiaj, zamiast prologu mógłbym jechać w TdW300.
No i co można powiedzieć na koniec? Krótko i na temat: powtórka z rozrywki, bo Tour de Warsaw, to świetnie zorganizowane zawody. Nie można się do niczego przyczepić, a atmosfera jest unikalna i nie do podrobienia. Chcecie się pościgać i pojeździć po Mazowszu to nie ma lepsze okazji niż TdW. Z czystym sumieniem polecam, bo warto.