Półmaraton Warszawski. Historia, która trwa

DDziesiąty już Półmaraton Warszawski będzie moim czwartym z kolei. Lubię tą imprezę, bo jest to idealne rozpoczęcie sezonu biegowego. Szansa na życiówkę, możliwość spotkania wielu znajomych i okazja do świetnej zabawy. Nic tylko startować. Cofnijmy się w czasie i zobaczmy jak szło Panu Żabce w poprzednich edycjach. Dodam, że Półmaraton Warszawski był też moim pierwszym półmaratonem w życiu.
2012 – (01:48:00)
Pierwszy start na tym dystansie w życiu. Był to mój największy cel biegowy na ten rok. Jak się potem okazało, nie największy i nie jedyny. Od stycznia wraz ze zwiększającym się kilometrażem, udało się kilkukrotnie pokonać magiczną barierę 20 km. Po pierwszym razie umierałem parę dni, ale chciałem więcej i więcej. Ot biegowy masochista. Na szczęście podczas PMW wszystko było OK. Debiut udany!
Pędzę tutaj już na samym finiszu, na błoniach Stadionu Narodowego. Opłaciło się! Mój pierwszy wynik w półmaratonie był super. Może to detal, ale ucieszyłem się tych zer na końcu czasu netto.
Tutaj chyba wypatrywałem z trybun moich kolejnych startów. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka w szalonym roku.
2013 – (01:36:32) – PB
To był wyjątkowy półmaraton, ponieważ wypadł on w moje urodziny. Dzięki uprzejmości Ali Troniny z Fundacji Maratonu Warszawskiego, otrzymałem zamawiany numer startowy. Chciałem coś związanego z datą urodzin, ale ostatecznie przypadł mi numer „3223„. Ot lustrzane odbicie 23 – czyli mojego wieku. Był to najzimniejszy półmaraton w jakim brałem udział. Nie zapomnę też dni poprzedzających imprezę. W piątek na luźnym pływaniu złapał mnie taki skurcz w łydce, że aż do samego startu czułem ból. Na szczęście nie przeszkodził on w starcie. Życiówka mówi sama za siebie.
Wesoła i zadowolona ekipa tuż po biegu. Każdy z życiówką. Zima, śnieg i mróz nie był nam straszny.
2014 – (01:44:28)
Kolejny rok i kolejny wyjątkowy Półmaraton Warszawski. Wszystko za sprawą mojego brata Krzyśka, a w zasadzie za sprawą Chrześnicy. Wtedy czas nie był najważniejszy, ale emocje i myśli podczas biegu. Myślałem o tym, że biegnę za siebie, za Brata, a przede wszystkim dla Oli i mojej dzielnej Bratowej. Wynik 1:44:28 to nie wstyd, ani chluba.. ogólnie przyzwoicie. Po biegu, na spotkaniu ze znajomymi dowiedziałem się, że zostałem Wujkiem. Fantastyczna sprawa i historyczny start.
Na przed startowym racebook’u widać mnie podwójnie. To nie przypadek, bo jest w Warszawie drugi biegający Wojciech Kołacz. Kiedyś nawet udało mu się podprowadzić mi pakiet na bieg w Legionowie. Wśród startujących także mój brat Krzysiek i brat cioteczny Łukasz. Lista startowa Kołaczami stoi!
Medal, który ma wartość bardzo sentymentalną.
2015 – (??:??:??)
Nowy rok, nowe nadzieje i szanse na życiówki. Będzie to mój pierwszy start w tym roku, gdzie nastawiam się na bicie poprzedniego rekordu. Przygotowania do sezonu triathlonowego idą pełną parą. Trener ustawił ostatnie tygodnie właśnie pod Półmaraton Warszawski. Moim zdaniem powinno być bardzo dobrze i praca nie pójdzie w las. Ale jak będzie przekonamy się w niedzielę. Trzymajcie kciuki za Pana Żabkę!